Język polski

Szkice węglem jako diagnoza polskiej wsi



DIAGNOZA - rozpoznanie choroby (na podstawie analizy zmian, jakie wywołuje ona w organizmie); od gr. diágnösis 'wyróżnianie; diagnoza; decyzja', diagignôskein 'rozróżniać'. Wśród filozofów i socjologów XIX wieku wielu było takich, którym społeczeństwo kojarzyło się pod względem funkcjonowania z olbrzymim organizmem (między innymi A. Comte, H. Spencer oraz A. Schäffle; nurt ich myślenia utrwalił się w historii jako organicyzm). Z tego powodu w tytule znalazło się pojęcie diagnozy, jako rozpoznania choroby. Naszym pacjentem będzie wieś polska końca XIX wieku. Poprzez wnikliwą obserwację zanalizujemy zmiany, których ogół jest chorobą trawiącą jej zmęczony organizm. Poziom edukacji na wsi, zwłaszcza w owych czasach, 130 lat temu był bardzo niski; panowała powszechna ciemnota, prości ludzie wierzyli w zabobony i żywili ogromną niechęć do dokumentów. ' Ja tam nie będę nic podpisywał ' odezwał się Rzepa, który miał wstręt wspólny wszystkim chłopom do podpisywania swego nazwiska.'* Wiązało się to ze strachem i nieufnością; prosty chłop bowiem zwykle nie rozumiał treści dokumentu, który podpisywał, co mogło mieć fatalne konsekwencje. Urzędnicy natomiast głęboko wierzyli w sprawczą siłę słowa pisanego. Zołzikiewicz zatem odpowiada Rzepie: 'Ciebie się też nikt nie będzie prosił. Nie podpiszesz, to nic nie dostaniesz. (...)'*. Zwróćmy też uwagę na dość nietypowe układy między mężczyzną a kobietą. Jednym z przewodnich tematów epoki pozytywizmu była emancypacja kobiet; uważane były one ' zwłaszcza na wsi ' za istoty zdolne jedynie do wykonywania czynności związanych z utrzymaniem domu w czystości oraz przygotowywaniem posiłków. Większość kobiet była bita przez swych mężów, którzy pięści używali gdy tylko zabrakło im słów. Nawet w sądzie, instytucji państwowej, wójt Burak odzywa się do Baśki Żabianki w te słowa: 'Nie stuliszże ty mordy, utrapiona?'**, co stanowi dowód na specyficzność podejścia mężczyzn do płci przeciwnej. Kobieta była przedmiotem wyładowania zarówno agresji, jak i zwierzęcych popędów. Zołzikiewicz swobodnie flirtuje z wracającymi ze żniwa dziewczynami i nie odczuwa zahamowań przed próbą gwałtu na Marysi Rzepowej; potem zaś obiecuje zniszczyć papiery dotyczące poboru Rzepy do wojska i daje upust swym żądzom, wykorzystując Rzepową, po czym wypędza ją, nie dotrzymując obietnicy. Przemoc była na wsi wysoce powszechna. Częste były bójki w karczmach. W domach zaś mężowie bili swe żony; co więcej, one były do tego przyzwyczajone. 'Rzepowa nie przyszła po [męża], bo wiedziała, że jeśli się upił, to może się jej co oberwać.'*** Nagminne były również gwałty. Rzepowa nie miała wątpliwości co do zamiarów pijanego chłopa, którego spotkała w drodze z Osłowic. Czym prędzej uciekła przed nim, bojąc się o dziecko i o siebie. Kolejnym objawem choroby psującej wycieńczony organizm wsi był typowy dlań problem alkoholizmu. Przyczyniały się do tego w wielkim stopniu władze carskie, które nałożyły na każdego chłopa obowiązek kupna od państwa określonej ilości wódki. Kto wie - być może gdyby nie alkohol, nigdy nie miałyby miejsca tragiczne wydarzenia, które spotkały Rzepów. Wawrzon wdał się w rozmowę z pisarzem, wójtem i ławnikiem Gomułą, którzy wykorzystali jego zamiłowanie do okowity; upili go i gdy już był nieświadomy tego, co czyni, zawarli z nim okropną umowę (której po trzeźwemu nigdy by nie podpisał, ponieważ zorientowałby się w oszustwie). John Bright był brytyjskim politykiem i działaczem gospodarczym, a zarazem rzecznikiem liberalizmu gospodarczego; propagował on tzw. regułę 'nieinterwencji', która twierdziła, że konflikty z innymi krajami przynoszą Anglii szkodę, i że jedynie poprzez pokój Anglia może opanować owe kraje gospodarczo i wyzyskiwać je bez strat ze swej strony. Tej zasady trzymali się w swych poczynaniach m.in. członkowie sądu gminnego, odnosząc ją do codziennych spraw. Stąd brała się obojętność tej instytucji oraz jej niewrażliwość na ludzkie cierpienie. Ważniejszy był zysk. Obojętność nie była jedynie cechą sądu; wszyscy, do których zwracała się Rzepowa z prośbą o pomoc, reagowali z podobną nieczułością; najczęściej nie chcieli się mieszać w sprawę Rzepów, ponieważ niewiele ich ona interesowała. Jedynymi osobami, które wykazały choć trochę zainteresowania, były panna Jadwiga i pan Wiktor, których wiele obiecująca rada doprowadziła jednak do kolejnego rozczarowania ' wizyta na dworze nie przyniosła żadnych rezultatów. Zawiodło ją nawet miejsce, do którego Rzepowa zawsze przychodziła w poszukiwaniu pomocy i wsparcia; przedstawiciel Kościoła okazał się być również dotknięty znieczulicą, jak wszyscy. Z powodu panującej ciemnoty i powszechnego braku edukacji, zarówno chłopi jak i członkowie sądu postrzegali Zołzikiewicza jako osobę dobrze wykształconą i posiadającą duże możliwości dotyczące władzy. W tym miało źródło istnienie hierarchia, które łatwo zauważyć. Sienkiewicz pisze zresztą, rozwiewając wszelkie wątpliwości, że 'pan Zołzikiewicz trzymał w ręku Buraka i ławnika Gomułę, a we trzech trzymali w ręku cały sąd, któremu pozostawionym było poświadczać tylko to, co owa trójka postanowiła'****. We trzech, kierowani dążeniem do zysku, zarabiali na oszustwach finansowych; gdy wójt karał kogoś grzywną na określoną kwotę, pisarz zapisywał w księdze połowę tej kwoty, dzięki czemu oddawali państwu tylko połowę pieniędzy. Zołzikiewicz zdawał sobie sprawę ze swej wysokiej pozycji. Miał o niej jednak nieco wygórowane mniemanie; wydawało mu się, że ludzie go lubią i że mile jest widziany u rodzin dworskich. Tymczasem było zupełnie inaczej: utrzymywali z nim znajomość i zapraszali go na obiad do swych domów tylko dlatego, że chcieli, by za nich załatwiał sprawy gminne. Poza tym zajmował się wyłącznie problemami, za które dano mu uprzednio łapówkę. 'Resztę spraw, zwłaszcza nie poprzedzonych niczym szeleszczącym, pozostawiał samodzielnemu uznaniu sądu i podczas przebiegu ich spokojnie dłubał w nosie, ku wielkiemu zaniepokojeniu ławników, którzy wówczas czuli się po prostu bez głowy.'**** Nie lubił też takich, którzy łapówek mu nie dawali; naraził mu się na przykład pan Floss, dzierżawca Małych Postępowic, który 'nie starał się niczym szeleszczącym zasłużyć na jego przyjaźń'****. W utworze zwracają uwagę znaczące nazwy własne. Na przykład „Barania Głowa” trafnie oddaje nieporządek panujący we wsi, zwłaszcza wśród lokalnej władzy. 'Zołzikiewicz' to niezwykle celne nazwisko, sugerujące synonim łotra, łajdaka, drania czy też szui, obrazujące tę nikczemną, dwulicową i... smutną postać; pisarz, ten sam, który doprowadza do tragedii, nuci wszak przy dźwiękach harmonijki: 'O ludzie, ludzie, ludzie nieczuli, Coście młodzieńca życie zatruli.'***** Jak wiadomo, udane leczenie zależy od tego, czy chory chce wyzdrowieć. Chłopi żywili jednak niechęć do zmian; każda zmiana mogła oznaczać pogorszenie ich sytuacji. Dlatego nie chcieli ryzykować – woleli trwać w ciągle tych samych warunkach, co prawda bez zmian na gorsze, ale też bez nadziei na poprawę.