Język polski

Obrzędy i obyczaje chłopów



Porządek życia chłopów rejmontowskich w dużej mierze dyktowany był przez prastare obyczaje i obrzędy. Niektóre z nich wywodziły się jeszcze z czasów pogańskich, inne ugruntowane zostały przez chrześcijaństwo. Niezależnie od pochodzenia, wszystkie obrzędy i obyczaje były ściśle przez chłopstwo przestrzegane, gdyż składały się one na wiejską tradycję. W tradycji tej, ze względu na jej starożytność, drzemała potężna siła, która stanowiła o tożsamości lipeckich chłopów. Od wieków postępowali w ten sam zwyczajowo utarty sposób i uznawali to postępowanie za słuszne. Siła chłopskich obyczajów była wielka. Przejawiały się one niemalże na każdym kroku, nawet podczas codziennego życia. Obyczaj przecież decydował nawet o zajmowanych miejscach w kościele w czasie nabożeństwa. Nikt nie ustalał tam żadnego porządku, a jednak mimo to regułą było, że pierwsze ławki najbliżej ołtarza zajmowali najbogatsi i najznamienitsi gospodarze we wsi. Mniej zamożni zajmowali miejsca w tyle kościoła, a tłum parobków, najmitów i komorników cisnął się stojąc w bocznych nawach. Taka była uświęcona tradycja. Nikomu przez myśl nie przeszło, ażeby ją łamać. Nawet w kościele ważny był dla chłopów status społeczny i przestrzeganie przywilejów wynikających z zajmowanej w gromadzie pozycji. Przypomnieć sobie wystarczy, jak dumnie przepychała się Hanka do pierwszych rzędów, gdy po bitwie o las na powrót przeniosła się do domu Macieja. To zachowanie Hanki świadczy, jak niebagatelne znaczenie miało dla chłopów to czysto symboliczne zamanifestowanie swojej pozycji we wsi. Wiejska tradycja zadecydowała także o nadaniu karczmie bardzo ważnego znaczenia w życiu chłopów. Gospoda była zwyczajowym miejscem spotkań gospodarzy. Tu zazwyczaj zapadały kluczowe dla wsi decyzje, tu miały miejsce najhuczniejsze zabawy. I na nic zdały się w tym wypadku utyskiwania księdza, którego głos w innych sprawach cieszył się wielkim szacunkiem, że chłopi nazbyt wiele czasu i pieniędzy przepędzają w karczmie. Przeciwko odwiecznemu obyczajowi, który czynił z gospody najważniejsze miejsce obrad i dysput, nawet głos księdza nie okazywał się dostatecznie silny. W Lipcach tradycja i obrzędy chrześcijańskie mieszały się w niezauważalny dla chłopów sposób z pozostałościami pogańskich zwyczajów. Dla przykładu, w następujący po święcie zmarłych Dzień Zaduszny, Kuba i Witek obchodzą zapomniane groby swoich bliskich i znajomych. I nie byłoby w tym nic dziwnego, wszak jest to zgodne z obowiązującą nauką Kościoła. Jednak prócz odwiedzin, które praktykuje się do dziś, Kuba i Witek przynoszą na groby okruszyny chleba, które rozsypują na mogiłach. Tymi okruchami posilić się rzekomo mają pokutujące za grzechy chrześcijańskie dusze. Jest to przejaw starej, pogańskiej tradycji, wziętej z obchodzonych przez Słowian Dziadów - święta ku czci zmarłych przodków. W czasach przedchrześcijańskich w czasie Dziadów urządzano uczty na grobach przodków, pozostawiając część pokarmów i napojów na noc, aby mogły się nimi najeść i napić duchy umarłych. Resztką tego pogańskiego obyczaju jest rozsypywanie na grobach przez Kubę i Witka okruchów chleba. Innym pogańskim jeszcze obyczajem, któremu hołdują chłopi w Lipcach jest prastary obrzęd "zamawiania" noworodka. Kiedy po chrzcinach najmłodszego dziecka Hanki goście wracają do domu z kościoła, stara Dominikowa przed wejściem do chaty zabiera od nich dziecko, żeby "zamówić je od złego". Obchodzi z niemowlakiem dom dookoła, przystając przy każdym rogu w celu wymówienia magicznej formuły. Ma to ustrzec dziecko w życiu przed wszelkim możliwym złem. Obrzęd ten sięga korzeniami jeszcze czasów przedchrześcijańskich, kiedy to powszechną praktyką było "zamawianie" małych dzieci dla uchronienia ich przed mocą złych duchów. Jak widać, rejmontowscy chłopi byli bardzo zapobiegliwi. Mimo iż w katolickiej tradycji chrzest jest wystarczającym zabezpieczeniem przed wszelkim złem, lipeccy chłopi kierowali się starym przysłowiem: "Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek". Z pewnością nie było lepszego sposobu na zapewnienie dziecku pomyślności, jak ochrzcić je, a następnie, na wszelki wypadek, odprawić nad nim pogańskie gusła. Szereg obrzędów i obyczajów chłopskich ukazane jest przy okazji zaślubin Macieja Boryny i Jagny Dominikówny. Nim jednak do ślubu doszło, wydarzenie to poprzedzone zostało szeregiem wcześniejszych rytuałów. Mimo że sprawa nieformalnie została przez zainteresowane strony ustalona już dużo wcześniej i wiadomo było, że do ślubu dojdzie, tradycji musiało stać się zadość. Dlatego Maciej posyła zgodnie ze zwyczajem do matki Jagny bogate swaty. Oferta kawalera zostaje przyjęta i może dojść do zaręczyn, które, zgodnie z utartą tradycją, są kolejnym, po swatach, krokiem do ślubnego kobierca. Huczne zaręczny, na których bawi się prawie cała wieś, zwyczajowo odbywają się w karczmie. Dopiero po zaręczynach przyszła młoda para mogła dać w kościele na tak zwane "zapowiedzi", czyli uroczyste ogłoszenie wszem i wobec o zamiarze wstąpienia w związek małżeński. Zapowiedzi miały dać czas na zgłoszenie ewentualnych przeszkód małżeńskich, płynących z prawa kanonicznego, osobom, którym te przeszkody były wiadome. Dopiero po upływie wyznaczonego w zapowiedziach czasu, mógł ksiądz połączyć młodą parę małżeńskim węzłem. Po ślubie odbywało się huczne weselisko, tym huczniejsze, im zamożniejszy był pan młody. Pierwsza część wesela odbywała się w domu panny młodej. Następnie, ciągle jeszcze tego samego dnia, miały miejsce przenosiny panny młodej do domu męża. Była to specyficzna uroczystość. Spajała w sobie elementy smutku i radości. Przenosiny symbolizowały rozstanie córki z matką, stąd znajdują się w nich smutne tony. Jednak jest w nich też sporo radości, bo oto, od wprowadzenia żony w dom męża, mamy do czynienia z nową rodziną, która przecież była fundamentem wiejskiej społeczności. Obrzędowi przenosin, jak i całemu weselu, towarzyszył szereg zwyczajowych pieśni i przyśpiewek specjalnie na tę okazję ułożonych. Po przenosinach uczta weselna toczyła się dalej w domu pana młodego aż do późnej nocy, a następnego dnia weselnicy kontynuowali zabawę. Chłopskie obyczaje zyskiwały niekiedy siłę nieformalnych praw rządzących gromadą. Pradawnym obyczajem wiejskim było odbywanie samosądów nad kobietami, które źle się prowadziły. Obyczaj ten zyskał rangę niepisanego prawa, któremu nikt nie był w stanie się przeciwstawić. Nawet ksiądz, widząc ku czemu sprawy się mają, w przeddzień wypędzenia nieszczęsnej Jagny ze wsi, postanawia wyjechać, żeby nie być obecnym przy tej mało chrześcijańskiej egzekucji. Podburzeni przez żony organisty i wójta mieszkańcy Lipiec wywlekają Jagnę z chaty i czyniąc zadość starej, niechlubnej tradycji samosądu, wywożą ją na wozie pełnym świńskiego łajna za wieś, obrzucając po drodze kamieniami i okładając kijami. Porzucają pobitą i zhańbioną Jagnę poza wsią i powracają do swych codziennych zajęć, jakby zupełnie nic się nie stało. Przypadek ten świadczy o tym, jak silnie zakorzenione były pośród chłopów pewne normy moralne, między innymi zakazujące cudzołóstwa. Sprawiły one, że gromada jednomyślnie napiętnowała grzesznicę, a jak trudno w Lipcach było o jednomyślność, każdy wie. Jednak w sprawach utrzymania moralności wszyscy byli zgodni. Kilka powyższych przykładów pokazuje, że obrzędy i zwyczaje towarzyszyły chłopom na każdym kroku ich życia. Często to właśnie obrzędy i obyczaje były dla chłopów gotowymi wzorcami i normami postępowania. O tym, jak mocno były te odwieczne nawyki zakorzenione w chłopskiej świadomości, świadczy fakt, że nawet ksiądz, pierwszy we wsi autorytet, nie potrafił im się skutecznie sprzeciwić. W tych obyczajach tkwiła siła chłopstwa, one decydowały o ich indywidualności i poczuciu gromadzkiej wspólnoty.